Post: #61
02-07-2015 02:26
Gdy Ryuichi odnalazł grupę Shinigami, z którą początkowo przybył na teren Oceanu Spokojnego, poczuł mieszankę uczuć. Czuł radość, że czekali na niego, a jednocześnie gniew ukierunkowany w ich oblicza. Jedynie jeden z nich wyróżnił się na tle całej reszty - oficer o tej samej randze, co i czerwonowłosy ex-porucznik. Był nim Darien Frey, osoba, o której nie wiedział nic. To jego jastrząb został wysłany na przeszpiegi i to on odnalazł Kagawę, a także wskazał mu drogę do kompanów. Te czyny sprawiły, że medyk zaczął darzyć oficera Frey'a większą dozą zaufania; wyczuwał w nim swego rodzaju sprzymierzeńca, widział osobę, która jako jedyna ruszyła mu z pomocą, w ten, czy inny sposób. Fakt, że to oficer IV Dywizji musiał oswobodzić się z pułapki, w którą wpadł z bliżej nieokreślonych przyczyn, bez pomocy osób trzecich był w tym momencie nieważny. Nie interesowało go, czy dostał takie polecenie. Starał się wierzyć, że oficer X Dywizji sam zadecydował o tym, że ruszy na ratunek osobie, która była w potrzebie. Dlatego też, nie zwracając jakiejkolwiek uwagi na członków eskapady, dokładnie tak, jak uwagi na jego powrót nie zwrócił Rapier, drugi medyk znajdujący się w oddziale, a także Kadria, oficer V Dywizji, o której, poza jej stanowiskiem, czerwonowłosy nie wiedział zupełnie nic, ruszył na spotkanie z osobą, która wspierała go w jego działaniach z ostatnich kilkudziesięciu minut - strzelał, że tyle go nie było, nie wiedział bowiem dokładnie, jak długo przebywał z dala od grupy, nie był w stanie określić czasu pod powierzchnią wody.
- Dziękuję Ci za pomoc - rozpoczął, nim czarnowłosy Shinigami o nietypowym stroju zdążył wydusić z siebie choć jedno słowo. Dopiero później dopuścił go do głosu. - Oczywiście... nie ma czasu do stracenia. Sprawdźmy, cóż za cholerstwo sprawia nam tyle kłopotów - przytaknął na jego propozycję, dokładając do tego prosty uśmiech, ot okazanie jakichkolwiek emocji, aby jego rozmówca wiedział, że jest w pozytywnym nastroju.
Odmienny stosunek, co raczej dało się zauważyć gołym okiem, miał on do Porucznika IX Dywizji, Asagi'ego Sayamaki. Nie zarzucił na nim swojego spojrzenia nawet na ułamek sekundy; stojąc bokiem, bądź plecami (wychodzi na to samo), po prostu zignorował jego obecność, natomiast zastosował się do polecenia. Zajął miejsce na lewo od dowódcy ekspedycji Shinigami, zabierając się za ponowne skonfigurowanie skanera. Nie wiedział on bowiem, że Rapier stracił swoje urządzenie do odczytu, dlatego też przestawił on sprzęt z powrotem na jak najbliższy zasięg, który był dostępny, zupełnie tak, jak miało to miejsce przed chaosem, który na chwilę zapanował wśród Bogów Śmierci.
Ryuichi wciąż czuł skutki wcześniejszych działań. Był osłabiony pod względem zasobów energii duchowej, jakimi dysponował. Było to zapewne wyczuwalne, nie był to ten sam poziom, z którym wkroczył w głębiny Rowu Mariańskiego. Wcześniej nie miał chwili wytchnienia, ani też nawet nie myślał o tym, dlatego też dopiero po ustawieniu skanera zaczął dbać o siebie - zabrał się za badanie tego, jak bardzo nadszarpnięty został jego zasób Reiatsu, chcąc w ten sposób ocenić swoje ewentualne możliwości bojowe. Następnie zarzucił krótkie spojrzenie na "towarzyszach", chcąc ocenić, czy którykolwiek z tu obecnych Shinigami wymagałby natychmiastowego leczenia. Ot, zwykłe, pobieżne ocenienie tego, co zaszło pod jego nieobecność. Był medykiem i nie mógł o tym zapomnieć. Nie będzie stał i patrzył z boku, z obojętnością w oczach, jak którykolwiek Shinigami cierpi - czy kogoś lubi, czy też nie. Taka była jego praca.
Jeśli uda mu się już ustalić poziom swojej energii duchowej względem tego, jak wyglądała ona na starcie, a także stan zdrowotny wojowników, przystąpił do kolejnej oceny sytuacji. Zerknął na skaner, chcąc sprawdzić, czy w najbliższej okolicy znajduje się coś ciekawego, godnego uwagi. W tym samym momencie zwrócił się do Rapiera, swojego podwykonawcę względem hierarchii IV Dywizji:
- Kyouraku-dono, czy Twój skaner jest dalej sprawny?
Niezależnie od otrzymanej odpowiedzi, przystąpił do dalszych badań. Chciał ocenić możliwości grupy, oceniając poziom duchowy uczestników eskapady, aby porównać ją do swojego bieżącego poziomu Reiatsu. W ten sposób byłby w stanie przekazać dowódcy niezbędne informacje, które przydatne będą przy ocenie zdrowia i możliwości osób wchodzących w skład jego tymczasowego oddziału, nad którym wszak miał sprawować pieczę. Pomimo tego, że nie pofatygował się o odnalezienie ex-porucznika, chciał pomóc mu w jego robocie na tyle, na ile był w stanie. Przecież w dalszym ciągu był medykiem, nieprawdaż? Jednostka wspierająca, takie było jego zadanie. Miał zebrać informacje i przekazać je dowódcy, aby ten mógł postanowić, co dalej. Któż inny lepiej nadaje się do tego zadania, jak nie właśnie medyk? Nie oczekiwano od niego brania udziału w walkach mających miejsce na pierwszej linii frontu; pozostawiony w rezerwie ostatecznej miał wspierać wszystkich sojuszników, którzy znaleźli się na polu walki, zbierać informacje i przekazywać je osobie przydzielonej do roli jego przełożonego. Tak się składało, że w tym momencie tą właśnie osobą był Asagi. Jak już wcześniej wspomniałem, czerwonowłosy nie obdarzył go w tym momencie jakimkolwiek pozytywnym uczuciem, a jedynie względną obojętnością. Zauważy to, bądź nie - było mu to wszystko jedno, naprawdę. Chciał odbębnić swoją robotę, aby potem nikt przypadkiem nie zarzucił mu, że nie nadaje się nie tylko na Porucznika IV Dywizji, ale i na bycie medykiem, jednostką wsparcia w siłach Gotei XIII.
- Dziękuję Ci za pomoc - rozpoczął, nim czarnowłosy Shinigami o nietypowym stroju zdążył wydusić z siebie choć jedno słowo. Dopiero później dopuścił go do głosu. - Oczywiście... nie ma czasu do stracenia. Sprawdźmy, cóż za cholerstwo sprawia nam tyle kłopotów - przytaknął na jego propozycję, dokładając do tego prosty uśmiech, ot okazanie jakichkolwiek emocji, aby jego rozmówca wiedział, że jest w pozytywnym nastroju.
Odmienny stosunek, co raczej dało się zauważyć gołym okiem, miał on do Porucznika IX Dywizji, Asagi'ego Sayamaki. Nie zarzucił na nim swojego spojrzenia nawet na ułamek sekundy; stojąc bokiem, bądź plecami (wychodzi na to samo), po prostu zignorował jego obecność, natomiast zastosował się do polecenia. Zajął miejsce na lewo od dowódcy ekspedycji Shinigami, zabierając się za ponowne skonfigurowanie skanera. Nie wiedział on bowiem, że Rapier stracił swoje urządzenie do odczytu, dlatego też przestawił on sprzęt z powrotem na jak najbliższy zasięg, który był dostępny, zupełnie tak, jak miało to miejsce przed chaosem, który na chwilę zapanował wśród Bogów Śmierci.
Ryuichi wciąż czuł skutki wcześniejszych działań. Był osłabiony pod względem zasobów energii duchowej, jakimi dysponował. Było to zapewne wyczuwalne, nie był to ten sam poziom, z którym wkroczył w głębiny Rowu Mariańskiego. Wcześniej nie miał chwili wytchnienia, ani też nawet nie myślał o tym, dlatego też dopiero po ustawieniu skanera zaczął dbać o siebie - zabrał się za badanie tego, jak bardzo nadszarpnięty został jego zasób Reiatsu, chcąc w ten sposób ocenić swoje ewentualne możliwości bojowe. Następnie zarzucił krótkie spojrzenie na "towarzyszach", chcąc ocenić, czy którykolwiek z tu obecnych Shinigami wymagałby natychmiastowego leczenia. Ot, zwykłe, pobieżne ocenienie tego, co zaszło pod jego nieobecność. Był medykiem i nie mógł o tym zapomnieć. Nie będzie stał i patrzył z boku, z obojętnością w oczach, jak którykolwiek Shinigami cierpi - czy kogoś lubi, czy też nie. Taka była jego praca.
Jeśli uda mu się już ustalić poziom swojej energii duchowej względem tego, jak wyglądała ona na starcie, a także stan zdrowotny wojowników, przystąpił do kolejnej oceny sytuacji. Zerknął na skaner, chcąc sprawdzić, czy w najbliższej okolicy znajduje się coś ciekawego, godnego uwagi. W tym samym momencie zwrócił się do Rapiera, swojego podwykonawcę względem hierarchii IV Dywizji:
- Kyouraku-dono, czy Twój skaner jest dalej sprawny?
Niezależnie od otrzymanej odpowiedzi, przystąpił do dalszych badań. Chciał ocenić możliwości grupy, oceniając poziom duchowy uczestników eskapady, aby porównać ją do swojego bieżącego poziomu Reiatsu. W ten sposób byłby w stanie przekazać dowódcy niezbędne informacje, które przydatne będą przy ocenie zdrowia i możliwości osób wchodzących w skład jego tymczasowego oddziału, nad którym wszak miał sprawować pieczę. Pomimo tego, że nie pofatygował się o odnalezienie ex-porucznika, chciał pomóc mu w jego robocie na tyle, na ile był w stanie. Przecież w dalszym ciągu był medykiem, nieprawdaż? Jednostka wspierająca, takie było jego zadanie. Miał zebrać informacje i przekazać je dowódcy, aby ten mógł postanowić, co dalej. Któż inny lepiej nadaje się do tego zadania, jak nie właśnie medyk? Nie oczekiwano od niego brania udziału w walkach mających miejsce na pierwszej linii frontu; pozostawiony w rezerwie ostatecznej miał wspierać wszystkich sojuszników, którzy znaleźli się na polu walki, zbierać informacje i przekazywać je osobie przydzielonej do roli jego przełożonego. Tak się składało, że w tym momencie tą właśnie osobą był Asagi. Jak już wcześniej wspomniałem, czerwonowłosy nie obdarzył go w tym momencie jakimkolwiek pozytywnym uczuciem, a jedynie względną obojętnością. Zauważy to, bądź nie - było mu to wszystko jedno, naprawdę. Chciał odbębnić swoją robotę, aby potem nikt przypadkiem nie zarzucił mu, że nie nadaje się nie tylko na Porucznika IV Dywizji, ale i na bycie medykiem, jednostką wsparcia w siłach Gotei XIII.