Post: #41
23-07-2014 23:07
- Tak... trudno, żeby nie.
Odpowiedziała Serana, nie spuszczając teraz tajemniczej czaszki z oczu. Rzadko się spotyka taki widok pośród pomieszczeń i korytarzy. Nagrobek z białą czaszką epatującą energią duchową. Nawet nie odparła w żaden konkretny sposób na zaczepkę Kazumy, gdyż ten przedmiot za bardzo zaabsorbował jej uwagę. Japończyk miał wątpliwości, czy te słowa w ogóle do niej dotarły, czy całkowicie skupiła się na nieznanym. Przynajmniej uniknął opieprzu. Kobieta postawiła dwa kroki przed siebie, gdy rudowłosy młodzian odezwał się ponownie i zaproponował podejście. Sam ruszył do przodu, choć jego asekuracyjny sposób chodu nie sprawiał wrażenia, jakoby wiedział, co robi. Chyba szedł przed siebie tylko dlatego, że czuł, że musi. Presja wywoływana przez białą czaszkę rosła, choć nie miało to wpływu z większą mocą. To raczej Kazuma był w stanie o wiele lepiej rozpoznawać to reiatsu. Gdy podszedł już wystarczająco blisko, aby być w stanie dotknąć czaszki, jej oczodoły zabłysnęły. Jasnozielone światło, które natychmiastowo nasuwało skojarzenia ze śmiercią i zepsuciem, wydobyło się z otworów, wręcz nienaturalnie obejmując swym blaskiem niemalże całe pomieszczenie. Wprawiło to Kazumę oraz Seranę w pewien stan oszołomienia, nie wiedzieli, co mają zrobić. Czuli się otępiali przez chwilę. Trwało to może kilka sekund, choć czas ten strasznie im się przedłużał.
Gdy w końcu odzyskali pewną władzę nad zmysłami i swoimi ciałami, znajdowali się w zupełnie innym miejscu. Bez dwóch zdań były to jakieś lochy. Panował tutaj półmrok, przez który z trudem przebijały się ich oczy. Oboje leżeli na posadzce w jednej z wielu cel. Naturalnie drzwi pozostawały zamknięte, choć okolica w żaden sposób nie blokowała ich zdolności duchowych. Kazumie wydawało się, jakby się właśnie wybudził ze snu. Serana podnosiła się z ziemi trzy metry dalej w podobnym stanie.
- Czy... to była iluzja? - Zapytała retorycznie kobieta, która nagle doznała olśnienia. - Mogę używać reiatsu. - Stwierdziła nieco przytłumionym tonem, po czym oparła się o ścianę i wzięła głębszy wdech. - Zdaje się, że ktoś się nie postarał z ograniczeniem również i Ciebie...
Dodała, zerkając na Kuwabarę. Podeszła bliżej drzwi, chcąc sprawdzić, czy są one zaryglowane. W istocie tak było. Co prawda mogła korzystać teraz z manipulacji duszą, lecz nie użyła jej. Do uszu Fullbringerów dotarły bowiem czyjeś kroki. Ewidentnie zbliżało się do nich parę osób, chyba cięższych od przeciętnego człowieka. Mówili coś do siebie, lecz echo skutecznie zniekształcało wszystkie słowa. Czerwonowłosa raz jeszcze spojrzała na Kazumę. Tym razem pytająco, oczekując jakiejś inicjatywy z jego strony.
---
To niecodzienne odkrycie zaskoczyło Maru. Śpiący Gintoki, który aktualnie przykrywał się blatem biurka zdecydowanie nie był standardowym wyposażeniem każdego opuszczonego magazynu w małej mieście na skraju Andów. Po krótkim namyśle zmodyfikowana dusza postanowiła obudzić Arrancara. W końcu niegdyś w jakiś niewielki sposób współpracowali oni ze sobą, pośrednio, ale jednak. Po całej akcji Hijikaty w Seireitei relacje między nimi pozostawały niejasne, lecz Maru był gotów zaryzykować. Po kilku próbach, w końcu Sakata zaczął wykazywać symptomy bycia przytomnym. Poruszył parę razy kończynami, wyprostował się, stęknął, ziewnął, podrapał po tyłku. Podłubał następnie w nosie, z którego wystrzelił kulkę z glutów gdzieś za siebie. Następnie tą samą dłonią przetarł oczy, a drugą ręką zsunął z siebie blat i podniósł się do pozycji siedzącej. To wszystko trwało parę chwil, ale w końcu Arrancar spojrzał przed siebie. Opierając się o ścianę pokoju wpatrywał się w kota.
- Gadające koty to chyba w Świecie Żywych już standard... - Skomentował, pamiętając kogo spotkał w Himalajach. Ten wyglądał trochę inaczej, a po energii duchowej najwyraźniej nie poznał Maru. Przy okazji, gdy tylko się odezwał, zmodyfikowana dusza poczuła tak intensywną woń alkoholu, że gdyby przed twarzą mężczyzną przelatywał jakiś komar, to prawdopodobnie kolejne lądowanie zaliczyłby przyssawką prostopadle do podłoża. - Czekaj... - Wydusił z siebie kolejne słowo Gintoki, sięgając ręką po coś na półce ponad głową. Była tam butelka wody. Odkręcona. Oczywiście zrzucił ją tak, że większość zawartości się na niego wylała, ale zdołał on wziąć ostatnie trzy łyki. Cały przemoczony, przesunął dłonią po twarzy. Wyglądał na ostro skacowanego. - Co to się stało... Chyba z kimś walczyłem... wygrywałem, ale... nie, moment. To nie to. Cholera... - Zwiesił głowę. - Dlaczego w Świecie Żywych zawsze mnie to spotyka... ta aura... - Gintoki spojrzał smutno na kota. - Za każdym razem tracę przytomność.
Odpowiedziała Serana, nie spuszczając teraz tajemniczej czaszki z oczu. Rzadko się spotyka taki widok pośród pomieszczeń i korytarzy. Nagrobek z białą czaszką epatującą energią duchową. Nawet nie odparła w żaden konkretny sposób na zaczepkę Kazumy, gdyż ten przedmiot za bardzo zaabsorbował jej uwagę. Japończyk miał wątpliwości, czy te słowa w ogóle do niej dotarły, czy całkowicie skupiła się na nieznanym. Przynajmniej uniknął opieprzu. Kobieta postawiła dwa kroki przed siebie, gdy rudowłosy młodzian odezwał się ponownie i zaproponował podejście. Sam ruszył do przodu, choć jego asekuracyjny sposób chodu nie sprawiał wrażenia, jakoby wiedział, co robi. Chyba szedł przed siebie tylko dlatego, że czuł, że musi. Presja wywoływana przez białą czaszkę rosła, choć nie miało to wpływu z większą mocą. To raczej Kazuma był w stanie o wiele lepiej rozpoznawać to reiatsu. Gdy podszedł już wystarczająco blisko, aby być w stanie dotknąć czaszki, jej oczodoły zabłysnęły. Jasnozielone światło, które natychmiastowo nasuwało skojarzenia ze śmiercią i zepsuciem, wydobyło się z otworów, wręcz nienaturalnie obejmując swym blaskiem niemalże całe pomieszczenie. Wprawiło to Kazumę oraz Seranę w pewien stan oszołomienia, nie wiedzieli, co mają zrobić. Czuli się otępiali przez chwilę. Trwało to może kilka sekund, choć czas ten strasznie im się przedłużał.
Gdy w końcu odzyskali pewną władzę nad zmysłami i swoimi ciałami, znajdowali się w zupełnie innym miejscu. Bez dwóch zdań były to jakieś lochy. Panował tutaj półmrok, przez który z trudem przebijały się ich oczy. Oboje leżeli na posadzce w jednej z wielu cel. Naturalnie drzwi pozostawały zamknięte, choć okolica w żaden sposób nie blokowała ich zdolności duchowych. Kazumie wydawało się, jakby się właśnie wybudził ze snu. Serana podnosiła się z ziemi trzy metry dalej w podobnym stanie.
- Czy... to była iluzja? - Zapytała retorycznie kobieta, która nagle doznała olśnienia. - Mogę używać reiatsu. - Stwierdziła nieco przytłumionym tonem, po czym oparła się o ścianę i wzięła głębszy wdech. - Zdaje się, że ktoś się nie postarał z ograniczeniem również i Ciebie...
Dodała, zerkając na Kuwabarę. Podeszła bliżej drzwi, chcąc sprawdzić, czy są one zaryglowane. W istocie tak było. Co prawda mogła korzystać teraz z manipulacji duszą, lecz nie użyła jej. Do uszu Fullbringerów dotarły bowiem czyjeś kroki. Ewidentnie zbliżało się do nich parę osób, chyba cięższych od przeciętnego człowieka. Mówili coś do siebie, lecz echo skutecznie zniekształcało wszystkie słowa. Czerwonowłosa raz jeszcze spojrzała na Kazumę. Tym razem pytająco, oczekując jakiejś inicjatywy z jego strony.
---
To niecodzienne odkrycie zaskoczyło Maru. Śpiący Gintoki, który aktualnie przykrywał się blatem biurka zdecydowanie nie był standardowym wyposażeniem każdego opuszczonego magazynu w małej mieście na skraju Andów. Po krótkim namyśle zmodyfikowana dusza postanowiła obudzić Arrancara. W końcu niegdyś w jakiś niewielki sposób współpracowali oni ze sobą, pośrednio, ale jednak. Po całej akcji Hijikaty w Seireitei relacje między nimi pozostawały niejasne, lecz Maru był gotów zaryzykować. Po kilku próbach, w końcu Sakata zaczął wykazywać symptomy bycia przytomnym. Poruszył parę razy kończynami, wyprostował się, stęknął, ziewnął, podrapał po tyłku. Podłubał następnie w nosie, z którego wystrzelił kulkę z glutów gdzieś za siebie. Następnie tą samą dłonią przetarł oczy, a drugą ręką zsunął z siebie blat i podniósł się do pozycji siedzącej. To wszystko trwało parę chwil, ale w końcu Arrancar spojrzał przed siebie. Opierając się o ścianę pokoju wpatrywał się w kota.
- Gadające koty to chyba w Świecie Żywych już standard... - Skomentował, pamiętając kogo spotkał w Himalajach. Ten wyglądał trochę inaczej, a po energii duchowej najwyraźniej nie poznał Maru. Przy okazji, gdy tylko się odezwał, zmodyfikowana dusza poczuła tak intensywną woń alkoholu, że gdyby przed twarzą mężczyzną przelatywał jakiś komar, to prawdopodobnie kolejne lądowanie zaliczyłby przyssawką prostopadle do podłoża. - Czekaj... - Wydusił z siebie kolejne słowo Gintoki, sięgając ręką po coś na półce ponad głową. Była tam butelka wody. Odkręcona. Oczywiście zrzucił ją tak, że większość zawartości się na niego wylała, ale zdołał on wziąć ostatnie trzy łyki. Cały przemoczony, przesunął dłonią po twarzy. Wyglądał na ostro skacowanego. - Co to się stało... Chyba z kimś walczyłem... wygrywałem, ale... nie, moment. To nie to. Cholera... - Zwiesił głowę. - Dlaczego w Świecie Żywych zawsze mnie to spotyka... ta aura... - Gintoki spojrzał smutno na kota. - Za każdym razem tracę przytomność.