Post: #21
05-02-2018 01:05
Nierozproszony przez nic Pusty z rozpędem ruszył w kierunku masywu górskiego, celując nogami w niemal pionową skalną ścianę. Zamian był prosty i oczywisty: przebić się do środka lub też nawet na drugą stronę na swój poprawnie astralny sposób.
Los jednakże okazał się po raz kolejny nie sprzyjać technikom, których nauczono go w Wiosce Ukrytej w Pomidorach. Już pierwsze kopnięcia zatrzymały się na przeszkodzie niemal nie do ruszenia. Żwir oraz pojedyncze kamyczki posypały się ku ziemi. Yare natomiast nie przedarł się głębiej, niż na kilka centymetrów po wykonaniu serii solidnych kopnięć. Został zatem zmuszony wylądować na ziemi, czy to na stopach, czy opadając bezwiednie na plecy, zarazem analizując, co też się wydarzyło.
Odkrył, że materia, przez którą właśnie zamierzał się przebić zupełnie nie jest tak naprawdę materią. A przynajmniej nie taką, jaką spotyka się na co dzień w Świecie Żywych. Bez dwóch zdań zdiagnozował te skały jako reishi, a do tego piekielnie wytrzymałe. Udało mu się to jednak dopiero wtedy, gdy zadziałał własną energią na nie, choćby minimalną. Tym samym mógł dokonać podobnego odkrycia na nieco szerszą skalę - ziemię, nad którą dotychczas szybował, także cechował ten czynnik duchowy.
Jakkolwiek to zjawisko powstało, utrudniało to inwestygację Yare. Przynajmniej jednak wiedział, że szuka swojego celu na odpowiednim obszarze.
Znajdując się jednak już bardzo blisko skały, Hollow usłyszał także niski ryk przedstawicieli własnego gatunku. Nie widział jeszcze żadnego, lecz niewątpliwie garstka przybyszów z Hueco Mundo pojawiła się w okolicy. Garganty musiały otworzyć się gdzieś na terenach, które z obecnej perspektywy astralnego asasyna, były przysłonięte. Ich ryk natomiast rozchodził się echem po okolicy, mogąc zmylić Yare. Kłopoty młodemu Vasto Lorde zatem stopniowo się nawarstwiały.
---
Mężczyzna podniósł spojrzenie znad lektury, gdy przysiadła się do niego tajemnicza nieznajoma o różowych włosach. Wpierw zmierzył ją pytającym spojrzeniem, lecz ono bardzo szybko ustąpiło stonowanemu uśmiechowi, gdy tylko ów kobieta bez żadnych podchodów wyjawiła powód, dla którego zamierzała dotrzymać mu towarzystwa.
- Na wakacje faktyczne wybrałbym inne miejsce - zgodził się, odkładając gazetę na bok i korzystając z chwili, aby upić herbaty. - Domyślam się, że moja aura mnie zdradziła. Nigdy nie byłem dobry w kontroli. A mam do czynienia z... Fullbringerem? Quincy? Może nawet Shinigami i nie umiem tego stwierdzić? - dopytał z minimalnym rozbawieniem. - Do rzeczy jednak. Lubisz bezpośrednie podejście. Doceniam. Tylko nie wiem dlaczego miałbym się własnymi celami dzielić z kimś, kogo nie znam. Przecież możesz być moim wrogiem. Możesz przeciwdziałać moim rozkazom. Jaką mam pewność, hm?
Brunet oparł głowę o dłoń, spoglądając na Eli już z nieskrywaną ciekawością. Stosunkowo szybko zaadaptował się do nowych warunków, które mu narzuciła i sam postanowił zagrać w bardzo podobną grę.
---
Brama Senkai, z której wyłonił się oficer Korpusu Kido, rozwarła się na północny-zachód od najwyższego szczytu tejże okolicy, Cerro El Plomo. Żadnych ludzi Bóg Śmierci w zasięgu wzroku nie uświadczył, lecz jedynie całkiem bogato urozmaicony krajobraz. Sam stał bowiem teraz na skraju dość pokaźnego lasu, który stopniowo rozrzedzał się, ustępując miejsca jałowej i suchej ziemi, pokrywanej żwirem oraz skalnym półkom. Był to teren górski, a im wyżej, tym dało się uświadczyć mniej zieleni.
Madara nie musiał długo czekać na ujawnienie się pierwszych symptomów zwiastujących dość nienaturalne zachowanie Pustych. Praktycznie niemal tuż nad jego głową otworzył się wielgachny portal o charakterystycznej czarnej barwie. Z środka zaczęły wyłaniać się zastępy Pustych, wydających ryki o niskiej tonacji, niemal przekrzykujących się. Madara naliczył ich tuzin, głównie przeciętnych w sile klasy zwyczajnych Menosów. Oficer mógł nawet odnieść wrażenie, jakoby te istoty wręcz się przepychały, ścigały gdzieś. Wpierw nawet żaden z nich nie spostrzegł, że znajduje się obok nich Shinigami, ale wtem jeden wyhamował, czym skupił na siebie uwagę pozostałych.
Zapanowało zamieszanie. Puści, praktycznie będący groteskowymi mutacjami pterodaktyli o dwóch parach skrzydeł i przerośniętych ramionach, zagubili się w tym, co mają zrobić. Atakować Shinigami, czy też podążać dalej? Coś ich wyraźnie wabiło w jednym określonym kierunku.
Nagle sześcioro z nich rozpoczęło szarżę wymierzoną w Madarę. Ślepą i bez zastanowienia. Pozostali zamarli w miejscu, lecz ich puste oczodoły prawdopodobnie wpatrzone były w Boga Śmierci. Wyczekiwały efektu działań swoich pobratymców. Gotowe cały czas zarówno zaatakować, jak również podążyć dalej, kierując się wprost do wcześniej obranego punktu.
Los jednakże okazał się po raz kolejny nie sprzyjać technikom, których nauczono go w Wiosce Ukrytej w Pomidorach. Już pierwsze kopnięcia zatrzymały się na przeszkodzie niemal nie do ruszenia. Żwir oraz pojedyncze kamyczki posypały się ku ziemi. Yare natomiast nie przedarł się głębiej, niż na kilka centymetrów po wykonaniu serii solidnych kopnięć. Został zatem zmuszony wylądować na ziemi, czy to na stopach, czy opadając bezwiednie na plecy, zarazem analizując, co też się wydarzyło.
Odkrył, że materia, przez którą właśnie zamierzał się przebić zupełnie nie jest tak naprawdę materią. A przynajmniej nie taką, jaką spotyka się na co dzień w Świecie Żywych. Bez dwóch zdań zdiagnozował te skały jako reishi, a do tego piekielnie wytrzymałe. Udało mu się to jednak dopiero wtedy, gdy zadziałał własną energią na nie, choćby minimalną. Tym samym mógł dokonać podobnego odkrycia na nieco szerszą skalę - ziemię, nad którą dotychczas szybował, także cechował ten czynnik duchowy.
Jakkolwiek to zjawisko powstało, utrudniało to inwestygację Yare. Przynajmniej jednak wiedział, że szuka swojego celu na odpowiednim obszarze.
Znajdując się jednak już bardzo blisko skały, Hollow usłyszał także niski ryk przedstawicieli własnego gatunku. Nie widział jeszcze żadnego, lecz niewątpliwie garstka przybyszów z Hueco Mundo pojawiła się w okolicy. Garganty musiały otworzyć się gdzieś na terenach, które z obecnej perspektywy astralnego asasyna, były przysłonięte. Ich ryk natomiast rozchodził się echem po okolicy, mogąc zmylić Yare. Kłopoty młodemu Vasto Lorde zatem stopniowo się nawarstwiały.
---
Mężczyzna podniósł spojrzenie znad lektury, gdy przysiadła się do niego tajemnicza nieznajoma o różowych włosach. Wpierw zmierzył ją pytającym spojrzeniem, lecz ono bardzo szybko ustąpiło stonowanemu uśmiechowi, gdy tylko ów kobieta bez żadnych podchodów wyjawiła powód, dla którego zamierzała dotrzymać mu towarzystwa.
- Na wakacje faktyczne wybrałbym inne miejsce - zgodził się, odkładając gazetę na bok i korzystając z chwili, aby upić herbaty. - Domyślam się, że moja aura mnie zdradziła. Nigdy nie byłem dobry w kontroli. A mam do czynienia z... Fullbringerem? Quincy? Może nawet Shinigami i nie umiem tego stwierdzić? - dopytał z minimalnym rozbawieniem. - Do rzeczy jednak. Lubisz bezpośrednie podejście. Doceniam. Tylko nie wiem dlaczego miałbym się własnymi celami dzielić z kimś, kogo nie znam. Przecież możesz być moim wrogiem. Możesz przeciwdziałać moim rozkazom. Jaką mam pewność, hm?
Brunet oparł głowę o dłoń, spoglądając na Eli już z nieskrywaną ciekawością. Stosunkowo szybko zaadaptował się do nowych warunków, które mu narzuciła i sam postanowił zagrać w bardzo podobną grę.
---
Brama Senkai, z której wyłonił się oficer Korpusu Kido, rozwarła się na północny-zachód od najwyższego szczytu tejże okolicy, Cerro El Plomo. Żadnych ludzi Bóg Śmierci w zasięgu wzroku nie uświadczył, lecz jedynie całkiem bogato urozmaicony krajobraz. Sam stał bowiem teraz na skraju dość pokaźnego lasu, który stopniowo rozrzedzał się, ustępując miejsca jałowej i suchej ziemi, pokrywanej żwirem oraz skalnym półkom. Był to teren górski, a im wyżej, tym dało się uświadczyć mniej zieleni.
Madara nie musiał długo czekać na ujawnienie się pierwszych symptomów zwiastujących dość nienaturalne zachowanie Pustych. Praktycznie niemal tuż nad jego głową otworzył się wielgachny portal o charakterystycznej czarnej barwie. Z środka zaczęły wyłaniać się zastępy Pustych, wydających ryki o niskiej tonacji, niemal przekrzykujących się. Madara naliczył ich tuzin, głównie przeciętnych w sile klasy zwyczajnych Menosów. Oficer mógł nawet odnieść wrażenie, jakoby te istoty wręcz się przepychały, ścigały gdzieś. Wpierw nawet żaden z nich nie spostrzegł, że znajduje się obok nich Shinigami, ale wtem jeden wyhamował, czym skupił na siebie uwagę pozostałych.
Zapanowało zamieszanie. Puści, praktycznie będący groteskowymi mutacjami pterodaktyli o dwóch parach skrzydeł i przerośniętych ramionach, zagubili się w tym, co mają zrobić. Atakować Shinigami, czy też podążać dalej? Coś ich wyraźnie wabiło w jednym określonym kierunku.
Nagle sześcioro z nich rozpoczęło szarżę wymierzoną w Madarę. Ślepą i bez zastanowienia. Pozostali zamarli w miejscu, lecz ich puste oczodoły prawdopodobnie wpatrzone były w Boga Śmierci. Wyczekiwały efektu działań swoich pobratymców. Gotowe cały czas zarówno zaatakować, jak również podążyć dalej, kierując się wprost do wcześniej obranego punktu.
![[Obrazek: aXAHmNa.png]](http://i.imgur.com/aXAHmNa.png)